sobota, 4 maja 2013

troublemaker



Rozrabianie bez wyrzutów sumienia - tak!
Spontaniczny wypad do miasta, z kimś dla kogo zawsze byłam i jestem zakazanym owocem, choć działa to raczej w obie strony. Nie mam zazwyczaj okazji jeździć jako pasażerka, więc cudowne przyspieszenie wielkiej terenówki wciskające mnie w fotel z dobrą muzyką w tle spowodowało, że moje myśli krążyły w okół jednej kwestii, a mianowicie czy i jak zasugerować, że w sumie po latach odmawiania mam jednak na niego ochotę. W mieście nic się nie działo, w każdym razie nic wartego marznięcia i sączenia hipsterskich napojów za kosmiczne pieniądze. Szybka rundka przez oświetlone puste ulice i decyzja, jedziemy się spalić. Pojechaliśmy w środek jakiś lasów i łąk, jak to terenówką przecież, próbowaliśmy upolować zająca. Wygłupialiśmy się jak dzieciaki, jak ludzie, których nie łączą lata kłótni, przyjaźni, milczenia. To wszystko nie miało znaczenia, byliśmy my. Rozmowy o tym co kochamy, o sztuce, o seksie, o innych ludziach. Może jestem mniej podła niż mi się wydawało, bo niczego nie zrobiłam, żadnego kroku, a ponoć taka odważna ze mnie osoba.
Tylko na pożegnanie wytknęłam mu, że nigdy nie wykorzystuje swoich szans i pocałowałam go szybko zanim wysiadłam z samochodu, poczekał aż wejdę do domu i rozpłynął się w mroku razem z seksownym pomrukiem silnika.

Ta bomba wciąż tyka, szósty rok. Wybuchnie. Kiedyś.

2 komentarze: