środa, 8 stycznia 2014

trener bardzo osobisty





Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać to jak szybko wszystko się zmienia w moim życiu, w jednej chwili narzekam, że nic się nie dzieje i w ogóle jak to możliwe, a za chwile życie urządza mi emocjonalny rollercoster.
Zacznę może od tego, że na wyjeździe zostałam namówiona przez moją ukochaną kuzynkę do 'zaczepki' na facebooku (boże, serio, ja i takie coś...). Znaliśmy się z tym chłopakiem (nazwijmy go Trenerem) z widzenia, mówiliśmy sobie cześć jeśli się gdzieś spotykaliśmy ( znaczy on mi mówił a ja próbowałam się ogarnąć z szoku, że mnie kojarzy) w każdym razie zaczeliśmy ze sobą pisać w dniu mojego powrotu po 5h w aucie i w ogóle męczącym weekendzie dałam się wyciągnąć do kina i .. UPS okazało się, że potrafię być nieśmiała, ale nie tak tylko trochę, nie potrafiłam się odezwać, nie potrafiłam na niego patrzeć, a jak wracaliśmy to puścił 'Strangers in the night' Franka Sinatry <3 złapał mnie za rękę i zaczął śpiewać mówiąc, że to dla mnie, o nas.
Taaa. Dobrze mi przy nim, spotykamy się niecały miesiąc, miły, całkiem mądry, wysportowany (zagonił mnie do biegania O.o )
A ja? A ja nic do niego nie czuję, nic, zero tego czegoś, chemii, magii i do tego mój przyjaciel, w którym jestem wielce zakochana oznajmił mi wczoraj, że się zakochał i opowie mi jak się spotkamy.

serio losie? SERIO?!


dzisiaj do sieci kolażanka wrzuciła zdjęcia z wigilii przyjacielskiej gdzie siedzimy z Trenerem i cieszymy mordki
powinnam go lubić bardziej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz